Denko no.8

Znowu uzbierałam kilka pustych opakowań po kosmetykach. Jak zawsze zużywanie idzie mi dość opornie, ale chyba powinnam się trochę cieszyć ze swojej wrodzonej oszczędności ;) Jak wiadomo, najwięcej można powiedzieć o kosmetyku używając go przez dłuższy czas. Ja niektóre z tych produktów zużywałam nawet pół roku…

1. Vianek – Nawilżający szampon do włosów suchych i normalnych

Muszę przyznać, że ten szampon czekał na użycie baaardzo długo, gdyż zwyczajnie trochę o nim zapomniałam. Jakiś czas temu w ramach porządków sobie o nim przypomniałam i zaczęłam używać. Szampon dzięki swoim właściwościom nawilżającym, nieco uspokoił moją skórę głowy po nieudanej przygodzie z poprzednim szamponem. Odniosłam wrażenie, że był bardzo delikatny przez co dobrze radził sobie z codziennym myciem moich włosów. Jednak przy 2 dniowej przerwie w myciu miałam wrażenie, że po jego zastosowaniu włosy nie są całkiem czyste. Ogólnie byłam z niego zadowolona. Nie plątał włosów, nieźle się pienił i nie zrobił mi krzywdy.

2. Schwarzkopf Gliss Kur – Ekspresowa odżywka regeneracyjna

Przy moich długich i plączących się włosach, rozczesywanie ich bez odżywki graniczy z cudem. Odżywkami bez spłukiwania Gliss Kur posiłkuję się od bardzo dawna, wymieniając tylko rodzaje. Ta radziła sobie równie dobrze ze wspomaganiem rozczesywania jak jej inne siostry. Dawała włosom poślizg, bez ich obciążania, a ja nie oczekiwałam od niej niczego więcej.

 

3. Tołpa dermo face hydrativ – nawilżający krem-żel odprężający

O kremie pisałam osobny post, więc jeśli chcecie dowiedzieć się nieco więcej zapraszam TUTAJ. Sprawdził mi się doskonale w zimowych miesiącach. Dawał dużą dawkę nawilżenia mojej skórze, bez uczucia tłustości. Stosowałam go zarówno na dzień jak i na noc i wystarczał mi w zupełności. Nadawał się także pod makijaż, więc same plusy :)

4. Tołpa dermo face hydrativ – nawilżająca płynna esencja pod krem

O esencji także możecie poczytać w osobnym poście (KLIK). Z kremem z tej samej serii spisywała się doskonale. Początkowo traktowałam ją jak niepotrzebny gadżet, ale szybko zaczęłam dostrzegać i doceniać jej działanie. Esencja ładnie przygotowuje cerę do nałożenia kremu i potęguje efekt nawilżenia skóry. Poważnie zastanawiam się nad kupnem kolejnego opakowania.

5. Lirene – Dwufazowy płyn do demakijażu oczu

Ten płyn zużywałam baardzo długo, gdyż rzadko sięgam po płyny dwufazowe. Ogólnie bardzo dobrze radził sobie z makijażem zarówno lżejszym, jak i tym wodoodpornym. Niemniej nie przepadam za uczuciem tłustości jakie dają tego typu produkty, więc o regularnym używaniu nie mogło być mowy. Nie wiem czy stymuluje wzrost rzęs, ale jestem zdania, że łatwość zmywania makijażu zawsze pozytywnie wpływa na kondycje naszych rzęs :). Nie podrażniał mojej skóry ani oczu, więc nie wykluczone, że sięgnę po niego ponownie.

 

 

6. Yves Rocher – żel pod prysznic wanilia i bergamotka

Żel w wersji świątecznej otrzymałam w gratisie do zakupów. Był to typowo słodki waniliowy zapach z bliżej nieokreśloną nutą (gdyby nie opis to nie wyczułabym bergamotki). Prawdę mówiąc średnio się z nim polubiłam. Podobało mi się, że jest dość gęsty, ale zapach niezbyt mi przypasował – był dość chemiczny. Dodatkowo miałam wrażenie, że żel wysusza moją skórę bardziej niż inne tego typu produkty. Cieszę się, że udało mi się go skończyć i raczej już nie wrócimy do siebie :).

7. Palmer’s – Coconut Oil Body Lotion

Ten balsam to zdecydowanie mój ulubieniec. Pachniał obłędnie kokosem, a do tego doskonale nawilżał moją suchą skórę. Dzięki gęstej konsystencji był dość wydajny, ale jak to balsam i tak skończył się dość szybko, nad czym ubolewam. Myślę, że się jeszcze na niego skuszę, ale chyba po lecie, bo jednak jego konsystencja była mocno treściwa. Więcej możecie o nim przeczytać w osobnym wpisie – TUTAJ.

8. Bielenda – Oczyszczający żel węglowy

Mimo używania żeli do twarzy codziennie, zużywam je w prawdziwie ślimaczym tempie. Wykończenie tego zajęło mi ponad pół roku!  Ale lubiłam go przez ten czas równie mocno. Żel doskonale oczyszczał moją skórę. Dobrze radził sobie ze zmywaniem makijażu twarzy, a także oczu, a przy tym ich nie podrażniał. Dodatkową niewątpliwą jego zaletą był piękny zapach melona. Używanie go było prawdziwą przyjemnością. Więcej na jego temat możecie przeczytać w osobnym wpisie TUTAJ.

 

 

I to już wszystkie zdenkowane przeze mnie produkty, w ostatnim czasie. Jak zawsze nie było tego wiele, ale nic nie poradzę, że nie lubię używać niczego w nadmiarze :). Znacie któryś z tych kosmetyków?

Zobacz również